Prywatna domowa chmura
Jeden z moich najstarszych i wciąż rozwijanych projektów - który zaczął się od prostego serwera drukowania i skanowania, i jakoś tak ewoluował.
Kiedy chodziłem na studia i mieszkałem z współlokatorami, potrzebowaliśmy rozwiązania, by drukować (dużo) rzeczy. Miałem już drukarkę, więc po prostu zrzucaliśmy się na tusz, ale wydrukowanie czegokolwiek oznaczało, że mój komputer musiał być włączony – co szybko okazało się niewystarczające, gdyż nasze plany zajęć nie zawsze się pokrywały.
Ja, jak to ja, jak zwykle szukałem sposobów na poprawienie istniejącej sytuacji, więc gdy dorwałem nowe Raspberry Pi, zainstalowałem sterowniki i saned – udostępniłem drukarkę w sieci i jako mały dodatek stworzyłem stronę, na której można było wysłać plik do wydrukowania. I to było dobre.
Jak to studenci informatyki, mieliśmy całą masę pomysłów, więc Pi bardzo szybko dostało nowe funkcje – zaczęło się od NASa, kilka hostowanych stron i usług. Szybko okazało się, że Pi to za mało, zostało więc zastąpione starym laptopem i tak narodził się Home Server.
Po dodaniu kolejnych usług dotarło do mnie, że potrzebujemy jakiegoś panelu, gdzie moglibyśmy zintegrować to wszystko ze sobą. Wkrótce mieliśmy manager plików, filmów, notatnik, pogodę, kamery i więcej!
Laptop został zastąpiony przez Thin PC, ale i to nie wystarczało. Kupiłem więc serwer.
Udało mi się zdobyć lekko używany serwer Fujitsu Primergy. 32 GB RAMu, dwa czterordzeniowe procesory z łącznie 16 wątkami – no i tyle dysków, ile dusza zapragnie 🤣
Przenosiny spowodowane były głównie zapotrzebowaniem na moc obliczeniową i miejsce na dysku. Thin PC miał zajęte wszystkie porty USB przez zewnętrzne dyski twarde!
Na początku trochę pobawiłem się konfiguracją, spróbowałem RAID, ale ostatecznie zdecydowałem się na LVM. W końcu mam kopie zapasowe, a RAID nie jest kopią zapasową, haha.
Przepisałem też panel. Kiedy dorwałem drukarkę sieciową serwer druku nie był już potrzebny, a zarządzanie wszystkimi funkcjami stało się czasową czarną dziurą. Zdecydowałem się więc na zastąpienie ich przez aplikacje open-source, a więc ich utrzymaniem zajmuje się ktoś inny, a panel, który pozostał – jest wyłącznie zbiorem linków (żebym nie musiał pamiętać adresów).